Khartum, Sudan, 1 listopada 1932
Drogi, Ukochany mój Maryś!
Wieczór, blady sierp nowego księżyca wysoko wisi jeszcze, przed chwilą wróciłem z cmentarza. Tak, Maryś – godzin kilka spędziłem wśród kurchanów mogilnych, zazdroszcząc prawie tym, którzy juz spoczęli w pokoju! O! – bo życie czasem tak ciężkie!
Ot i dziś rano byłem na mszy św., chciałem potem mówić z biskupem, którego już poznałem osobiście poprzednio, ale że o pomoc idzie, więc przyboczny biskupa ani mię dopuścić nie raczył – i tak, zamiast pomocy choćby skromnej – tyle narzekania na ciężkie czasy, na kryzys, na inne różności, aż w końcu zamiast pomocy, jeszcze bardziej czułem się przygnębiony. Potem rozmowa z p. inżynierem w którego ogrodzie namiot mój rozbiłem znowu tej treści – i jeszcze bardziej ciężko zrobiło się na duszy. Byłem następnie na poczcie nadać listy do Ciebie i jeden list do Kaira do znajomego doktora, a z poczty udałem się do ogrodu zoologicznego. Nieciekawy wcale, ale za to wspomnienia Poznania ożyły  – moja Maryśka i Elżuna w wózeczku, w błękitnej holenderskiej czapeczce na głowie! O! – gdzie te czasy! Maryś, mnie do szaleństwa tęskno i smutno!
Słońce pali, pod namiotem nie sposób odpocząć – obijałem się zatem po mieście, w końcu cmentarz odnalazłem cichy, usiadłem pod drzewem i myślami puściłem wodze.
Grób Twego Ojca w Białej, na którym byłem lat temu kilka, grób Ojca mego we Lwowie (chwila pogrzebu), i grób Twej śp.Mamy, na którym nie byłem i ani nie wiem gdzie spoczęła Twa Rodzicielka. /Kazimierz Nowak, kiedy umarła mu teściowa był na statku płynącym do Trypolisu/ prz. red.
Powoli zaczęli sie schodzić chrześcijanie, zapłonęły świece i lampiony, przyjechał autem biskup – ruszyła procesja, kropienie grobów, modlitwy, szlochy – w końcu mowa biskupa (daleka od treści życia). Zawarkotały auta, pustka zaległa cmentarz – ja zostałem jeszcze. Wszystkim spieszno było do domów, do swej pracy, czy rozrywek – do życia, do pełnych talerzy dobrego jadła – a ja?…Lecz gdy ściemniało wyrzucił mię sługa cmentarny za bramę – na ulicę obcego miasta. Włóczyłem się, w końcu do lichej jak codzień kawiarenki zaszedłem, ale z myślą, że ani herbaty się nie napiję bo trzeba by zmienić funta papierowego, a innych groszy w kieszeni nie miałem.
Przysiadł do mego stolika Grek znajomy z hotelu w którym pierwsze 2 dni spędziłem. Ojciec jego, Grek poślubił murzynkę, lecz dzieci wychował po europejsku, po chrześcijańsku. Rozmawialiśmy o różnościach, w końcu na pożegnanie dał mi 1/2 funta. Dobry człowiek – Bóg niech mu dopomoże w jego życiu! Są to pierwsze grosze jakie zyskałem w Sudanie.
Ot widzisz Bozia dobra! – zjem na kolację trochę bobu (ful) i herbaty popiję – ale czy Wam nie głodno? – Oj Maryś – wiesz?! – bo ja w obcym świecie prędzej znajdę kawałek chleba jak Wy w Polsce, a myśląc o tem, że ja jem, a Wy głodni może, rozbija mię, pozbawia chęci wszelkich.
Tak jak widzisz zbiegł pierwszy dzień listopada, ot! – tułaczy dzień włóczęgi. Za chwilę pójdę do namiotu bo i co robić na ulicy? Całuję i pieszczę czule moją Kochaną Maryśkę i dzieciny – Pa!
Khartum 2 listop. 1932
Drogi Kochany mój Maryś!
Noc miniona okropna była – usnąć nie mogłem wcale. Myśli jak roje złośliwych much obsiadły mózg. Zegar na wieży coraz to wybijał godziny: 10, 11, 12, 1, 2, usnąć nie mogłem.Odmówiłem różaniec, i dalej po twardej ziemi się przewracałem z boku na bok. W końcu usnąłem ale w chwilę po tem już mię obudził sługa murzyn, którego prosiłem o to. Była 6 -ta rano. Ledwo żyłem, taki wyczerpany, zmęczony, rozbity.
Ubrałem się spiesznie, aby zdążyć na mszę żałobną. Przyszedłem na czas, a po mszy św. uzyskałem chwilę rozmowy z Ks. Biskupem. Miły człowiek, z godzinę rozmawiał ze mną o misji, o warunkach i stosunkach Sudanu, o różnościach, dla mnie ciekawych i cennych. Wpisał mi się serd. do pamiętnika – cenne dla mnie, otworzy mi drzwi misji jakie po drodze spotkam, a które jemu podlegają. Na odchodnem dał mi 4 szylingi – mało!, ale i za to Bóg zapłać – ziarnko do ziarnka, a może jakoś pokryję cenę biletu okrętowego, niewyzbywając się i rezerwy. ciekaw jestem jak się wszystko ułoży! ale chwilowo Pa! – pojadę trochę w okolice, może coś ciekawego zobaczę i na film uchwycę. Pa teraz! Dzień dobry, Całuję silnie.

Cmentarz w Bukowsku (okolice Sanoka). W tej miejscowości mieszkała  rodzina Nowaka (babcia i wujek –  Olszewscy). Fotografia wykonana podczas mojego wyjazdu w poszukiwaniu śladów Nowaka w Sanoku i Bukowsku 22-28 X 2010, w związku z przygotowywaną do druku książką „Polska Kazimierza Nowaka. Przewodnik rowerzysty” (autor:Jacek Y. Łuczak). Teresa Szmajda, Sorus