Ktokolwiek czytał listy Kazimierza Nowaka z serii Kochana Maryś, bez wątpienia zadał sobie pytanie o ich adresatkę. O Marię.
Mój Drogi Kochany Marysiek…
Kochanko moja…
Ukochana Maryś…
Pisanie o Marii jest rzeczą nad wyraz trudną. Jak bowiem opowiedzieć o osobie, której głosu nie znamy? Zachowały się przecież jedynie listy pisane przez Kazimierza. Pisanie o Marii jest więc próbą rekonstrukcji obrazu, o którym ktoś nam opowiada, a którego nigdy nie widziało się na oczy. Jednak jeżeli ktoś o tym obrazie opowiada z bezgranicznym zachwytem, z ogromnym przywiązaniem, z prawdziwą fascynacją, to wiemy, że warto spróbować.
Maria urodziła się 20 grudnia 1894 roku w Przemyślu, była więc od Kazimierza o 3 lata starsza. Jej rodzina pochodziła z Galicji, do Poznania przybyła po śmierci ojca Marii, prawdopodobnie w poszukiwaniu pracy i lepszych warunków życia. W stolicy Wielkopolski kilkukrotnie Gorcikowie zmieniali miejsce zamieszkania. Maryś mogła poznać Kazimierza, kiedy ten pracował w banku jako książkowy (dzisiejszy księgowy). Istnieje prawdopodobieństwo, że dorabiała sobie tam, na przykład pisząc na maszynie.
Pobrali się 19 marca 1922, 6 września tego samego roku urodziła się ich córka Elżbieta. Nowakowie kilkukrotnie zmieniali miejsce zamieszkania, prawdopodobnie ze względu na ich złą sytuację finansową. Kiedy w 1924 roku Kazimierz stracił posadę w banku, rodzina zmuszona była opuścić miasto. Przeprowadzili się do Wagowa, gdzie mieszkał wówczas brat Marii, Stefan. To tam 29 styczniu 1925 roku na świat przyszło ich drugie dziecko, Romuald. Niedługo potem Nowakowie przenieśli się do Boruszyna. Był to moment, w którym Kazimierz zaczynał zarabiać jako fotograf. W marcu 1925 roku Nowak wyjechał z kraju, by jako korespondent prasowy zarabiać na utrzymanie rodziny. Odbył dwie podróże po Europie, a w roku 1927 dotarł do Trypolitanii w Afryce Północnej. Wtedy prawdopodobnie po głowie zaczęła mu chodzić decyzja o przyszłej wielkiej wyprawie…
Maria po zamążpójściu nie pracowała zawodowo, zajmowała się domem i dziećmi. Pytanie o to, czy zaakceptowała szaleńczy i brawurowy plan Nowaka, wydaje się w kontekście tamtych czasów i ich przejmująco trudnej sytuacji pytaniem niewłaściwym. Był to czas głębokiego kryzysu finansowego, a trudności ze znalezieniem pracy miała większość społeczeństwa. Kazimierz ze swoich podróży przywoził do domu pieniądze, co w tamtych czasach nie było rzeczą łatwą. Nowaka ciągnęło w świat, miał w sobie hart ducha, bez wątpienia był obdarzony talentem fotograficznym oraz literackimi umiejętnościami. Wybór ten więc wydaje się zrozumiały. O kulisach zapadnięcia tej decyzji nie wiemy oczywiście zbyt wiele. Domyślać się jednak można, że nawet jeśli dla tego dwojga wybór ten jawił się jako konieczny, to bez wątpienia był także nadludzko trudny.
Jaką kobietą była Maria? Na pewno zadbaną i elegancką. Sąsiedzi z Boruszyna opisywali ją jako osobę spokojną i pogodną. Przede wszystkim była jednak kobietą wyjątkowo dzielną. Rozłąka z mężem sprawiła, że przybyło jej wielu obowiązków. Jej głowy nie zaprzątały bowiem tylko kwestie związane z dziećmi i sprawami domowymi, ale także opieka nad Kazikiem na odległość. Wiemy również, że Maria napomykała o możliwości podjęcia przez nią pracy, aby podreperować domowy budżet. Mąż jednak stanowczo zaprotestował:
Piszesz o pracy zarobkowej. Nic z tego! Ja nie pozwalam zamęczyć mej żony. Sądzę, że nie braknie mi ciekawych tematów i mam nadzieję, że choć i na życie zarobię dla was teraz. Zwłaszcza, że plan mej włóczęgi zaprawdę ciekawy. A potem powinienem też fotografią zarobić na miejscu. (27 października 1933)
Sprzeciwu tego nie należy czytać jako ograniczania Marii. Kazimierz zdawał sobie sprawę z ciężaru codziennie dźwiganego przez żonę, z jej chorowitości i słabego zdrowia. Wiedział, że dodatkowe obowiązki mogły jego kochaną Maryś kosztować stanowczo zbyt wiele…
Maria odegrała w wyprawie Kazimierza rolę zasadniczą. To ona kontaktowała się z redakcjami, zajmowała się rozliczeniami, sprzedawała przesyłane jej pocztówki, szykowała materiały fotograficzne zgodnie ze wskazówkami męża. Była tak naprawdę współtwórczynią międzywojennej sławy Nowaka. Poza zabiegami wydawniczymi troszczyła się o niego także w inny sposób – wysyłała mu naprawione ubrania, wystarała się u Gregera o nowy aparat fotograficzny. To dzięki jej pomocy Kazimierz uzyskał pożyczkę od konsula na kupno biletu powrotnego do kraju.
Maryś była także powierniczką i oparciem Kazimierza. Troska o rodzinę i tęsknota za bliskimi zżerała bowiem podróżnika każdego dnia. Czytając listy, warto zwrócić uwagę, że codziennym towarzyszem zmagań Nowaka nie był wcale zachwyt malowniczymi krajobrazami, a właśnie zmartwienia o los bliskich i ciągłe zmęczenie. Wyjątkowo wiele uwagi poświęcał bardzo słabemu zdrowiu Marii. Dlatego między innymi płomiennie zachęcał on ukochaną do przeprowadzenia się z Boruszyna do Poznania.
Maryśko! Ja ucieszę się, kiedy znajdziesz mieszkanie w mieście. Choćby nie tańsze, ale w mieście zawsze wygodniej jak pod miastem, obuwie, tramwaje, a potem daleko do szkoły i tak dalej. Gdybyś mogła znaleźć dwa pokoiki i kuchenkę z gazem i elektryką, byłoby przytulniej, a w zimie cieplej. Jedno tylko: nie poddasze ani sutereny i raczej piętro jak parter – zdrowiej i bezpieczniej. Spokojnie, może się coś znajdzie. (17 czerwca 1935)
Maria w Boruszynie czuła się bowiem obco i nieswojo. Jeszcze przed wyjazdem Kazika było im trudno odnaleźć się w nowym miejscu. W Polsce Kazimierza Nowaka przeczytać można:
Jak się mieszkało Nowakom w Boruszynie? Na pewno ciężko. Jednym z powodów był ciągły brak pieniędzy. Maria nie utrzymywała się z roli, więc musiała liczyć na fundusze przysyłane jej przez męża z wypraw rowerowych, w czasie których próbował zarabiać fotografowaniem i sprzedażą zdjęć. Niestety, Kazimierz nie zarabiał wiele.
Przenosiny do Poznania ułatwiły Marii dbanie o interesy Kazimierza. Mimo tego musiała kilkukrotnie zmieniać mieszkania ze względu na wysokie koszty życia w stolicy Wielkopolski.
Po powrocie Kazimierza z Afryki rodzina utrzymywała się z jego wystąpień, odczytów i pokazów, a on sam snuł wizje kolejnych dalekich wypraw. Nowak wrócił wychudzony, schorowany. Był wycieńczony częstymi nawrotami malarii, na domiar złego dostał zapalenia okostnej lewej nogi. Przeszedł operację, a podczas pobytu w szpitalu nabawił się zapalenia płuc. W niespełna rok po powrocie do kraju, 13 października 1937 roku, zmarł. Niedługo więc dane im było cieszyć się sobą nawzajem. Jego śmierć była ogromnym ciosem dla rodziny. Maria i dzieci zostali bez środków do życia, Nowak nie zostawił bowiem żadnych oszczędności. W Poznaniu organizowane były wydarzenia upamiętniające podróżnika, a dochód ze sprzedaży biletów przeznaczony był dla wdowy i dzieci. Maria otrzymała również jednorazową rentę wysokości 700 zł od firmy Stomil, która wspierała Nowaka w trakcie jego afrykańskiej przygody. O późniejszych losach Marii Nowak nie wiemy już właściwie nic. Przez jakiś jeszcze czas mieszkała przy ul. Lodowej w Poznaniu, podnajmowała to mieszkanie, by dorobić sobie do czynszu. Końcówkę życia spędziła u córki w Gdańsku. Zmarła w wieku 61 lat, została pochowana na tamtejszym Cmentarzu Centralnym „Srebrzysko”.
Maria była dla Nowaka wielkim oparciem. Może nie mamy dostępu do odpowiedzi pisanych przez ukochaną podróżnika, jednak z każdego jego listu wynika, jak niesamowitą i silną osobowością była. Ich związek to historia wielkiego obustronnego poświęcenia, codziennego pamiętania o sobie nawzajem. Poruszające wyznania Kazimierza są świadectwem przywiązania i nieustającego zauroczenia charakterem żony. Warto, czytając Nowaka, spróbować zajrzeć na drugą stronę tej lektury, tej niedopowiedzianej, milczącej, i w ten sposób przywrócić Marii należne jej miejsce w opowieści o jednym z największych podróżniczych szaleństw XX wieku.
Z przedstawionych zdjęć można wywnioskować, że Maria ma była po prostu dobrą osobą, z jej twarzy emanuje spokój i zdecydowanie, widać też, że miała nietuzinkową urodę. Kobiety żyjące na początku XX w. miały zupełnie inną osobowość i hart ducha niż obecnie, ich życie przypadło na czasy l wojny światowej, ileż z nich zostało wówczas samych niekiedy z kilkorgiem dzieci, z czekaniem na wiadomości o mężu wcielonym do którejś z zaborczych armii, czekały cierpliwie pokonując trudy życia, o jakich my dzisiaj nie mamy nawet pojęcia i nie jesteśmy w stanie sobie tego wyobrazić. Maria, przypomina mi trochę moją Prababcię, która co prawda była starsza od niej o 19 lat jednak obydwie miały ten sam gen zaradności i pracowitości w obliczu swego rodzaju wyższej konieczności, czy celu, którą była rozłąka małżonków. Zatroskanie Kazimierza pozwala czytelnikowi odkryć charakter jego żony, jest też w tym takie przesłanie, że może liczyć na jej zrozumienie i oparcie dla tej zupełnie szalonej wyprawy, która przecież różnie mogła się zakończyć, wydźwięk jego listów jest też takim upewnieniem dla niej, że pomimo oddalenia jest dla niego najważniejsza, że mimo tego co zapewne niezwykłe w jego podróży, to ona pozostaje punktem odniesienia jego uczuć, jego wysiłków, dążeń, czy ot ludzkiego zmęczenia, zapewne też ratunkiem w chwilach beznadziejnych, tych pewnie było sporo w czasie tak długiej wyprawy. Niesamowite jest to, że Kazimierz wyraża w tych listach niesłabnącą przez lata tęsknotę dla niej, czyż można piękniej wyrazić kilkuletnią rozłąkę ?
Pasja to jedno, a odpowiedzialność to drugie. Nowak niby kochał, ale uciekał. Niby wracał, ale okrężną drogą, byleby zaspokoić swoje pragnienia i marzenia. Zostawił młodą kobietę bez czułości, dotyku, pocałunku. On wykorzystywał Marię jak dodatkowy port. Dzieci miały ojca na zdjęciu… a taki kochany tatuś. Żal mi Marii, bo takie perspektywy roztaczał o lepszym życiu gdy wróci… a została bez oszczędności i zabezpieczenia. Zmarła w sumie młodo, bo 61 lat, to nie starość! Nowak mógł wrócić wcześniej z tej wyprawy, ale on karmił się wizją bycia wielkim podróżnikiem, a przecież na samym początku miał tylko pracować żeby utrzymać rodzinę…. Kocham podróże i te emocje ,ale za nic nie poświęciłabym rodziny z tego powodu. Myślę ,że Maria po prostu wpadła w pułapkę, ale niestety tego już nikt nie odmieni.